Nowy reprezentant Polski, Eugen Polanski w rozmowie z Polska - The Times przyznał, że bardziej czuje się Niemcem niż Polakiem, ale w spotkaniach z udziałem biało-czerwonych da z siebie wszystko. Zna Pan taką rymowankę: "Kto ty jesteś? Polak mały. Jaki znak twój? Orzeł biały"?
- Nie, nie znam.
Pan jest Polakiem?
- Mam przecież polski paszport.
Ale czy czuje się Pan Polakiem?
- Oczywiście, że tak. Myślisz, że gdybym nie był związany z Polską, to chciałbym grać dla reprezentacji? Polska to moja druga ojczyzna. Ludzie mogą o mnie mówić różne rzeczy, ale zapewniam, że kiedy wybiegnę na boisko, to zrobię wszystko, aby pomóc naszej drużynie. Nie odstawię nogi, nie będę kalkulował; będę walczył na całego. Obiecuję to!
Na ile więc czuje się Pan Niemcem?
- Chyba bardziej niż Polakiem.
Polscy kibice będą mieli problem z zaakceptowaniem tego.
- Dziwisz mi się? Wyjechałem z Polski, kiedy miałem ledwie trzy lata. Tak naprawdę nie pamiętam niczego z tego okresu. Całe swoje dzieciństwo i dorosłe życie spędziłem w Niemczech. Tu poznałem moją żonę, urodziło mi się tu dziecko. W Niemczech zacząłem grać w piłkę; grałem dla młodzieżowej reprezentacji, której byłem nawet kapitanem. Nie będę kłamał i mówił: jestem stuprocentowym Polakiem. Tak nie jest. Ale to nie znaczy, że nie jestem dumny z tego, że będę grał dla Polski. I przede wszystkim: nie znaczy to, że nie jestem Polakiem!
Jest wiele osób, które nie chcą Pana w kadrze narodowej. Nie przeszkadza to Panu?
- Nie rozumiem, dlaczego ci ludzie tak myślą. Podjąłem decyzję i powinno się ją uszanować. Przecież nie wprosiłem się do tej drużyny; Smuda dał mi swój numer telefonu, powiedział, że mogę dzwonić, kiedy mam na to ochotę; zadzwoniłem więc i powiedziałem, że jestem gotowy, aby przyjechać na zgrupowanie. Trener stwierdził, że mnie powoła. Mam mu teraz odmówić? Odmówić tylko dlatego, że mieszkam ponad dwadzieścia lat w Niemczech i niektórym kibicom się to nie podoba?
Kiedy rozmawialiśmy przed rokiem, wyjaśniał Pan: "Uczciwie zadzwoniłem do Smudy i powiedziałem mu, że w tamtym momencie nie czuję takiego związku z Polską, żeby grać w waszej reprezentacji". Teraz nagle poczuł Pan ten związek?
- Pewnie niektórzy nie uwierzą, ale tak właśnie było. Rok temu nie powiedziałem przecież, że nie chcę grać dla Polski. Stwierdziłem tylko, że nie jestem na to gotowy. Nie podjąłem tamtej decyzji przeciwko Polsce; wynikało to z mojej niepewności. Chciałem skupić się na lidze i na grze w klubie. Taka była prawda. Trzy miesiące temu zacząłem jednak intensywnie myśleć o grze dla biało-czerwonych i w końcu się zdecydowałem.
Pomyślał Pan pewnie: fajnie byłoby zagrać na Euro 2012. Nie powoła mnie Joachim Löw, to zadzwonię do tego Smudy.
- Euro nie miało tu żadnego znaczenia. Przecież nawet nie wiadomo, czy wystąpię na tym turnieju. Gdybym chciał grać tylko dlatego, że Polska organizuje mistrzostwa Europy, tobym ci to powiedział. Nie wierzę w to, że perspektywa gry w Euro 2012 nie miała żadnego wpływu na Pana decyzję. Rozmawiałem niedawno z moim agentem i powiedziałem mu coś takiego: gdyby Polska nie miała pewnego miejsca w Euro albo gdyby tego Euro w ogóle nie było w perspektywie roku czy dwóch lat, to i tak chciałbym dla tej reprezentacji grać. Dlaczego? - zapytał mnie. Odpowiedziałem: - Bo zdecydowałem się na występy dla Polski nie dlatego, że będę mógł zagrać na Euro, ale dlatego, że w końcu dorosłem do tego wyzwania - bo gra dla Polski to niewątpliwie wyzwanie.
Obiecuje Pan, że po mistrzostwach Europy, jeżeli będzie Pan wciąż powoływany, będzie Pan przyjeżdżał na zgrupowania kadry?
- Daję słowo honoru. Zawszę będę do dyspozycji polskiego trenera, niezależnie od tego, czy będzie nim Smuda, czy ktoś inny.
Wciąż powtarza Pan, że nigdy nie powiedział, iż nie chce Pan grać dla Polski, a jednak Maciej Chorążyk, szef scoutingu PZPN, opowiadał mi kiedyś, jak jego wysłannik Jacek Protasewicz pytał Pana o chęć gry dla nas, lecz Pan był tym niezainteresowany.
- To było w 2006 roku?
Tak, bodajże w Hamburgu.
- Pamiętam to, ale to była kompletna amatorka. Nie znałem tego pana, w ogóle nie wiedziałem, kim jest. Po meczu podszedł do mnie, a staliśmy wtedy pod autobusem, i zapytał, czy chcę grać dla Polski. Nie wiedziałem, czy to oficjalna wizyta, czy to oficjalne zapytanie PZPN. Przecież nie będę rozmawiał o sprawach reprezentacji pod autokarem, kilkanaście minut po meczu! Wtedy nie miałem nawet polskiego paszportu.
Więcej w Polska - The Times (rozmawiał Sebastian Staszewski)